| |
Nasze Bassety Klub Miłośników Basset Hound i podobnych. |
 |
Tęczowy Most - Ana odeszła
Dorti - Sro 20 Wrz, 2006 11:40 Temat postu: Ana odeszła O godz. 1.30 z 19-go na 20-go września zeszła z tego świata maleńka Ana. Za szybko się cieszyłam, że wszystkie są takie silne bez względu na wielkość. Wystarczyły 2 godz. żeby można było zauważyć, że dzieje się z nią coś nie tak . Nagle zrobiła się z nich wszystkich najdrobniejsza. Słabła w oczach i nie chciała mleka, ani od mamy ani sztucznego. Potem była wprowadzona woda z glukozą. Trzeba było wyłączyć glukozę, bo po niej wymiotowała. Dalej już podawana była sama woda. I właśnie wówczas temperatura skoczyła nagle do ponad 40 stopni a po godzinie nastąpił zgon. Walka o maleństwo trwała 3 dni. I tak nic to nie dało.
Nie będę opisywała co czuję ja i moja rodzina. Powiem tylko tyle, że te maluchy traktuję jak własne dzieci i mają one wszystko co najlepsze. Serce pęka na pół.
Kasia :) - Sro 20 Wrz, 2006 11:45
Dorti, bardzo Ci współczuję,
raz jedyny w życiu w moim domu były szczenięta i raz w życiu jedno z "moich" szczeniąt odeszło, doskonale wiem co czujesz, ja ryczałam przez pół nocy.
[*] [*] [*]
Agata - Sro 20 Wrz, 2006 13:23
Dorotko, bardzo mi przykro.
W mojej hodowli urodziło się kilkadziesiąt szczeniąt - większe, mniejsze i średniaki. Nigdy nie było zgonu po urodzeniu, ani jednego. Wszystkie udało się odchować i przekazać nowym rodzicom. Zdarzyło się, że szczeniaczek w wyniku długiego porodu, był już martwy w drogach rodnych.
Pamiętam, gdy urodziła się "banda jedenastu", byłam przerażona, gdy zobaczyłam te "ciupinki". Były takie malusieńkie, że aż strach. Przybiegłam zawołana przez lekarza do sali poporodowej i gdy zajrzałam do pudełeczka, w którym leżały już maluszki, to pierwsze moje słowa były ...jak mi się uda, by przeżyły...
Takiego maleństwa jak Chwilka, to ja nigdy w życiu nie widziałam, a i jej się udało. To było nasze "oczko w głowie". Ciągle dokarmiana, pieszczona, całowana, noszona na rękach. Bardzo ją kochaliśmy. I jej też się udało. Cała banda przeżyła a było ciężko, bardzo ciężko. Noce totalnie nieprzespane. Budzik dzwonił co 20 min., bo ja już wycieńczona przysypiałam nad książką siedząc na podłodze przy koszu. Całą noc zapalone światełko, by patrzeć na maluchy. Nigdy nie zostawały same, bo ja musiałam przez cały czas patrzeć na nie. Padałam na pysk, byłam już tak zmęczona, że potykałam się o własne nogi.
Gdy lekarz to usłyszał, powiedział - ...jeśli coś się stanie któremuś, jeśli odejdzie, to proszę się nie obwiniać, bo to selekcja naturalna, proszę przystopować bo wygląda pani jak cień...
Ja powiedziałam, że mam w du..e selekcję naturalną, ja przyłożyłam się do przyjścia małych na świat i ja jestem za ich życie odpowiedzialna, teraz jak mają kilka dni, i zawsze, nawet gdy będą miały po kilkanaście lat. Mimo tego, że trafią już do nowych domów, to gdyby nie ja, to by ich nie było, więc odpowiedzialność za nie ponoszę do końca ich dni.
Ale Dorotko to prawda co lekarz powiedział, że selekcja naturalna, tylko my tak emocjonalnie do tego podchodzimy i nawet gdybyś na rzęsach stanęła, to małej pewnie by się i tak nie udało.
Widocznie tak musiało być. Widocznie natura musiała ją wyeliminować.
Szkoda małej, szkoda mi Ciebie bo wiem co czujesz, bardzo mi przykro.
Bacha - Sro 20 Wrz, 2006 13:40
Smutno nam razem z Tobą.
Ewa i Tofik - Sro 20 Wrz, 2006 20:43
Wiem co przeżywasz, mój Falkor też odszedł, cicho.
Był duży i silny, nic nie wskazywało na to, że może się tak stać, a ja nie zapobiegłam temu, pomimo, że spałam z nimi i wstawałam na karmienia Funi. Współczuję.
Dorti - Czw 21 Wrz, 2006 12:16
Bardzo dziękuję wszystkim za słowa otuchy. Cały czas się zastanawiam co zrobiłam nie tak. Ja śpię z maluchami w jednym pokoju. Już nawet nie patrzę na zegarek . Czasami bywa tak, że wogóle nie śpię do godz. 4.00. Póżniej zmienia mnie mąż lub siostra, chociaż oni chodzą rano do pracy. Od godz.7.00 muszę być pełna energii, bo przedemną cały dzień. Maluchy są pod stałą opieką całej rodziny. A jednak stało się to, co miało stać.
|
|